piątek, 25 lipca 2014

Pierwsze wrażenie /USA/


      Po długim oczekiwaniu na lotnisku w Chicago wreszcie wsiadamy do autobusu - ma nas zawieźć na miejsce, gdzie spędzimy następne kilkanaście tygodni. Autobus jest przestronny, siedzenia miękkie i skórzane, co zachęca do drzemki. Wszystkich zmęczyła dotychczasowa podróż, więc wydaje się, że nie będziemy mieć problemu z zaśnięciem. A jednak większość z nas nie może spać. Myślimy o tym, gdzie jedziemy. Miejsce docelowe to miejscowość w stanie Wisconsin, uznana ponoć za światową stolicę parków wodnych, Wisconsin Dells. Do Ameryki udało nam się dostać za dość niskie pieniądze w ramach programu work & travel. Będziemy pracować przez trzy miesiące, a potem przez miesiąc podróżować po Stanach - perspektywa piękna, ale czy aby na pewno? Siedząc w autobusie i patrząc za okno nie mamy pojęcia czego się spodziewać, jesteśmy po raz pierwszy na tym kawałku amerykańskiej ziemi, która przez lata jawiła się większości Polaków jako ziemia obiecana, gdzie ludziom żyje się dostatnio i szczęśliwie. Ja jestem jednak pełna przekory - nie wydaje mi się, żeby w dzisiejszych czasach takie przekonanie miało jeszcze rację bytu. No cóż, przekonamy się.



      Tymczasem - jadąc autobusem z lotniska - obserwuję zmieniające się za oknem obrazy. Drogi, samochody, budynki - wszystko wydaje mi się bardzo różne od tego, co znam z Europy. Drogi jakby szersze, samochody jakby większe, budynki jakby bardziej zadbane. Komentuję wszystko z Izą i Alicją, zachłystuję się tym efektem ‘wow’ i pomimo zmęczenia jestem bardzo podekscytowana nową sytuacją. Każdy dom, samochód, każdy budynek - wszystko wydaje się zupełnie inne. Ładniejsze? Trochę egzotyczne. Ciekawe. ZUPEŁNIE INNE. Dostrzegam na przykład, że budynki - chociaż podobne do tych w Europie - najczęściej pokryte są specyficznym kamieniem, bardzo charakterystycznym dla USA. Samochody, potężne maszyny, bardziej błyszczą, są szersze i zdecydowanie większe, z wielkimi pakami z tyłu - to zachwyca nas chyba najbardziej, bo - cytując Izę "to tak jakbym nagle znalazła się w tych wszystkich filmach, które oglądałam". W tym pierwszym zetknięciu z Ameryką to właśnie samochody - bo ich widzimy najwięcej za szybą autobusu - wywołują we mnie po trosze zachwytu i zdziwienia, że rzeczywiście różnica pomiędzy tym co w Europie i tym co za oceanem jest tak duża. Szybko jednak zmęczenie kilkunastogodzinną podróżą bierze górę i zasypiam, siedząc w szerokim fotelu i jadąc szerokim autobusem z szeroko rozstawionymi kołami po szerokiej drodze, prowadzącej do leżącego gdzieś w zapadłej dziurze Ameryki Wisconsin.



      Z perspektywy czasu, kiedy po ponad roku wspominamy naszą pierwszą podróż autobusem w USA - mamy wrażenie, że wszystkimi naszymi zachwytami, "ochami", "achami" i "wowami" rządził szok wywołany zderzeniem z zupełnie innym światem. Wszystko dookoła było inne. Ten swoisty pierwszy szok, wynik wizualnych doznań - zaraz po przybyciu do Wisconsin Dells wzmógł się i przerodził w szok kulturowy. Inny język, kultura, obcowanie z zupełnie nowymi ludźmi, specyficzne zachowania, jedzenie, które w żadnym stopniu nie przypominało polskiego - tak, to musiało być to, co towarzyszy studentom na Erasmusie, ludziom migrującym w celach zarobkowych i osiedlających się w innym kraju, czy wreszcie podróżującym po świecie (chociaż ci ostatni prowadzą poniekąd inny tryb życia, wszędzie są w podróży, najczęściej nie osiedlają się w konkretnym miejscu na dłużej). My jednak przez 3 miesiące żyłyśmy życiem ludzi mieszkających i pracujących w Wisconsin. Po jakimś czasie przywykłyśmy do tej swoistej kultury otaczającego nas świata - świata wielonarodowego i wielokulturowego, bo przecież pracowali tam zarówno Amerykanie, migranci z Ameryki Łacińskiej, jak i studenci z całego świata (włączając w to Chiny czy Jamajkę).


      Przypominając sobie poszczególne etapy pobytu w Stanach - jestem w stanie wyróżnić w naszym zachowaniu symptomy szoku kulturowego, chociaż pewnie trzeba byłoby kolejnych kilku miesięcy spędzonych w tamtym konkretnym miejscu, by mówić o głębszym doświadczeniu międzykulturowym. Jako osoba, która na uczelni sporo słyszała o komunikacji międzykulturowej - potrafię nazwać pewne zjawiska, zweryfikować zachowania, podać przykłady, ale żadna wiedza uniwersytecka nie zastąpi tego, co udało mi się zaobserwować w trakcie czteromiesięcznego pobytu wśród przedstawicieli innych narodów. I to właśnie jest to, co oprócz innych czynników skłania do kolejnych podróży i nie pozwala siedzieć w miejscu - świadomość tego, że - znając powszechnie znane stwierdzenie - podróże kształcą i kształtują osobowość. O tym na pewno jeszcze nie raz tu napiszemy.


      Wracając do myśli z autobusu, którym pokonywałyśmy trasę z Chicago do Wisconsin Dells - perspektywa czasu pokazuje nam, że to, co w pierwszym momencie brałyśmy za niezwykłe, ciekawe, warte uwagi - w wielu przypadkach okazało się takim tylko na pierwszy rzut oka. Ładne miasteczka wzdłuż dróg okazywały się czasem drewnianymi wioskami, które nie były ani trwałe, ani urocze. Smacznie wyglądające posiłki okazywały się okropne, zaplecza pięknych hoteli brudne i śmierdzące, a ludzie uśmiechający się na każdym kroku bardzo sztuczni i niemili. Wiadomo - jak w życiu - american dream to nie zawsze do końca american dream. Ale Stany bez wątpienia pod wieloma względami nas zachwyciły, a sposób w jaki udało nam się je poznać jest łatwy, dość tani i na pewno wart polecenia.

1 komentarz:

  1. Bardzo podoba mi się to, że pamiętasz jeszcze co odczuwałas w tamtej chwili, chociaz bylo to dawno temu. robi wrazenie :)

    OdpowiedzUsuń